Nie od dziś wiadomo, jakim złem są sędziowskie i prokuratorskie delegacje. Nie ma jednak dobrego pomysłu, czym je zastąpić. Drukuj
sobota, 29 maja 2021 18:46

ajpierw zagadka: kto to powiedział? „Przyznanie władzy politycznej takich kompetencji to ogromne ryzyko. Minister na tej zasadzie może równie dobrze odwołać sędziego delegowanego orzekającego w każdej sprawie, której wynikiem jest zainteresowany on, jego bliscy, koledzy albo jego środowisko polityczne. To potencjalny środek nacisku, który nie powinien istnieć". Rozwiązanie: warszawski sędzia Łukasz Piebiak po wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego z 2013 r., związanym z cofnięciem mu delegacji. Lata mijają, sędzia Piebiak zdążył zostać wiceministrem sprawiedliwości nadzorującym sądy i zakończyć karierę w rządzie (choć już nie wrócił do orzekania), a problem wciąż nie doczekał się rozwiązania.

Tak działa system, który ma sprawić, że zhierarchizowany aparat ścigania będzie karny, a sądy dwa razy pomyślą, zanim wydadzą kontrowersyjny wyrok. Nie każdy sędzia ma taką swobodę jak ci z Sądu Najwyższego czy NSA.

Teraz wieloletnią patologię dostrzegł też rzecznik generalny przy TSUE – krytykując łączenie funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. Rzecz nienowa – ale widać, że teraz przeszkadza bardziej. Najgorsze jednak, że nie ma dziś dobrej propozycji w zamian. Zapowiadana od lat zmiana statusu sędziego i spłaszczenie struktury byłyby jakimś pomysłem – ale czy gdyby dziś ją przeprowadzić, wywołałaby więcej korzyści czy szkód?

Czytaj tutaj: kliknij więcej 

Komentarze (0)
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą pisać komentarze!