W konflikcie tym stoją po przeciwnej stronie barykady z jednej strony rząd, parlamentarna PiS-owska większość, a z drugiej strony sejmowa opozycja tzw. opozycja totalna – Platforma Obywatelska i Nowoczesna, ale także jak to widać coraz wyraźniej – środowiska sędziowskie, a przynajmniej ich większość.
Jest oczywiste, że w takiej atmosferze nie ma mowy o naprawie ustroju, jako że zmiana konstytucji bezwzględnie wymaga pozyskania większości nie tylko parlamentarnej, ale też obywatelskiej.
Nie ma też mowy o prawdziwych reformach, jako że rządzący odrzucają wszystkie – nawet ewidentnie słuszne – zastrzeżenia opozycji do kolejnych ustaw zmieniających sądownictwo. W efekcie mamy zalew nowelizacji do uchwalonych całkiem niedawno ustaw, projekty pisane na kolanie, pisanie ustaw pod konkretne przypadki – co jest oczywistym błędem legislacyjnym. I prawdę powiedziawszy – kompromitacją rządzącej większości, która jak się okazuje, nie potrafi napisać porządnego projektu ustawy o Sądzie Najwyższym, którego nie trzeba by pięć razy poprawiać i który nie budziłby wątpliwości konstytucyjnych. Bo – trzeba to wyraźnie powiedzieć – to po stronie większości sejmowej leżało takie przygotowanie ustaw sądowniczych, w tym ustawy o SN, żeby nie było żadnych wątpliwości co do ich zgodności z konstytucją.