Konar wciąż płonie bezkarnie Drukuj
wtorek, 07 sierpnia 2018 15:43

– Gdyby zaufać reklamom suplementów, trzeba by powiększyć Międzynarodową Statystyczną Klasyfikację Chorób i Problemów Zdrowotnych ICD-10 o kilka nowych pozycji. O depresji sześciolatków, wynikającej z rzekomego niedoboru magnezu, wielu psychiatrów dowiedziało się właśnie z reklamy. Nie mówiąc o cudownej metodzie leczenia zespołu niespokojnych nóg suplementem bez recepty. Tymczasem to poważne schorzenie psychiatryczne, wymagające leczenia środkami psychotropowymi – tłumaczy Marek Tomków. Farmaceuta zżyma się także na środki, które obiecują, że „konar, ponownie zapłonie", czy oferują jedno rozwiązanie na objawy mogące wiązać się z wieloma schorzeniami, takimi jak drażliwość, zmęczenie i bóle mięśni. – Reklamy sugerują, że suplementy działają jak leki, co może doprowadzić do niebezpiecznej sytuacji, w której pacjent rezygnuje z wizyty u lekarza, zamiast tego kupując suplement diety. Albo nabierze przekonania, że pigułka jest odpowiedzią na wszystkie problemy, a jej zażycie sprawia, że nie trzeba już stosować diety czy wprowadzać aktywności na świeżym powietrzu – mówi Marek Tomków.

Polska to dla producentów suplementów diety prawdziwe eldorado. Według danych Komisji Europejskiej już w latach 1997–2005 ich rynek wzrósł o 219 proc. i był to najwyższy wzrost wśród wszystkich państw Unii Europejskiej.

Deklaracja składu suplementu w drodze notyfikacji do GIS to jedyny warunek wprowadzenia suplementu na rynek. I choć skład każdego powinien teoretycznie zostać przebadany, szanse na to są niewielkie, bo skala rynku przekracza aktualne możliwości kontrolne Inspekcji Sanitarnej.

Jak ustaliła NIK, kontrole GIS dotyczą zaledwie części rynku, a postępowania trwają nawet kilka lat. Ochrona konsumentów staje się wówczas fikcją.

Cały artykuł:kliknij 

Komentarze (0)
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą pisać komentarze!