Kiedy kilka lat temu rodzina Sumarów kupiła mieszkanie w Koszycach, nic nie zapowiadało problemów. – Zaczęliśmy planować rodzinę, znaleźliśmy ogłoszenie, blisko teściów, blisko mojej rodziny. Trzy bloki były już wybudowane. Postanowiliśmy podpisać umowę deweloperską. Ale wcześniej sprawdzaliśmy ofertę na wszelkie możliwe sposoby, żeby nie kupić kota w worku – zapewnia Sumara. – [Deweloper – red.] nie miał zadłużenia, proponował umowę deweloperską w formie aktu notarialnego, co miało być zabezpieczeniem notarialnym – dodaje żona Sumary, Justyna.

Inni mieszkańcy także sprawdzali dewelopera przed kupnem mieszkania. – Sprawdziłem księgi wieczyste, wszystko wydawało się ok. Umówiłem się u notariusza, wziąłem kredyt i kupiłem mieszkanie – mówi Przemysław Królik.

Choć mieszkańcy mieli umowę deweloperską w formie aktu notarialnego, deweloper przez kilka lat odwlekał podpisanie umowy przenoszącej własność lokali. W tym czasie bez pozwolenia na budowę rozpoczął kolejną inwestycję i popadł w długi. Jego wierzyciel wpisem w księdze wieczystej zablokował możliwość przepisania mieszkań na lokatorów.

Znalezione obrazy dla zapytania uwaga tvn deweloper

– Mając akty myśleliśmy, że nic nam nie zrobią, że wierzyciele nas nie zaskoczą. Ale okazuje się, że nie w Polsce. Deweloper twierdził, że wpis hipoteczny to błaha sprawa. To było tylko nieporozumienie, że on już wszystko ma załatwione – mówi Krystian Sumara. – Był nawet wyznaczony termin, że będą sporządzone dla nas akty notarialne i oficjalnie zostaniemy właścicielami tych mieszkań. Dzień wcześniej zadzwoniliśmy do notariusza, ale okazało się, że spotkanie jest nieaktualne – dodaje inna lokatorka, Monika Skrzypczyńska.

Mieszkańcy przerażeni obrotem spraw sami zaproponowali pomoc deweloperowi. – Chcieliśmy przyspieszyć sprawę zanim zaczęło się robić z tego bagno. Zrobiliśmy spotkanie w bloku ze wszystkimi mieszkańcami, chcieliśmy wziąć pożyczkę i spłacić go. A on nie chciał – mówi Krystian Sumara.

Gdy nowi wierzyciele robili kolejne wpisy w księdze wieczystej, deweloper sprzedawał mieszkania w kolejnym budynku. Wtedy mieszkańcy czując się oszukani powiadomili prokuraturę. Złożyli też pozew, w którym domagali się przeniesienia na nich własności mieszkań przez sąd. – Myśleliśmy, że sprawa będzie prosta. Okazuje się, że trwa to już pół roku. Pierwsza rozprawa, po dziewięciu miesiącach oczekiwania, trwała pięć minut – mówi Sumara.

cały artykuł- kliknij 

artykuł wprost-kliknij