Mówi o tym art. 13 dyrektywy, który przeciwnicy nowych przepisów interpretują jako zagrożenie dla wolności wypowiedzi w internecie. – Dla mnie to jest jednoznaczne z cenzurą. Jeśli chce się złapać złodzieja, trzeba iść jego tropem, a nie podejrzewać wszystkich, że mogą być potencjalnymi złodziejami – uważa europosłanka Lidia Geringer de Oedenberg, wiceprzewodnicząca Komisji Prawnej Parlamentu Europejskiego, która od dwóch pracuje nad tymi zapisami i twierdzi, że są nadal zbyt ogólne. – W tekście to nie jest dokładnie wyjaśnione, tak żeby zwyczajny użytkownik internetu był w stanie zrozumieć do czego ma prawo. To jest taki galimatias, który może oznaczać wszystko. A więc jeśli prawo jest niejasne i niezrozumiałe dla wszystkich, to nie powinno być przyjęte w takiej formie – mówi „Newsweekowi”. Geringer de Oedenberg, członkini frakcji europejskich socjalistów, była wśród dziewięciu posłów, którzy w środę na Komisji Prawnej PE zagłosowali przeciwko regulacjom. 14 posłów poparło przepisy, dwóch się wstrzymało. – Jeśli te regulacje przejdą w obecnej formie, to powstanie algorytm, który będzie sprawdzał, co użytkownik chce zamieścić w internecie, czyli klasyczna cenzura prewencyjna – twierdzi Geringer de Oedenberg. Jej zdaniem wciąż brakuje filtrów, które są w stanie odróżnić dzieła chronione prawem autorskim od tych, które podlegają ograniczeniom i wyjątkom od prawa autorskiego, są w domenie publiczne, czy też treści użytkownika, który przed chwilą zrobił zdjęcie.